FRD FRD
187
BLOG

20150423

FRD FRD Polityka Obserwuj notkę 2

Latem zeszłego roku widziałem ministra Siemoniaka w Parku Dreszera. Nie, nie był w ogródku wyglansowanej ‘Cafe Kwietnik’, ale w zwykłych ciuchach, podkoszulku i szortach siedział sobie na ławce przy fontannie i rozmawiał z jakimś facetem. Cóż, zapewne brak garnituru nie przeszkodziłby mu w wypiciu kawy w „Kwietniku”, a nawet, jako minister rządu PO, pewnie mógłby liczyć na aplauz zgromadzonych tam lemingów bez względu na strój – ale widać wolał posiedzieć sobie na ławce wśród zwykłych ludzi. Nie miałem wówczas zamiaru go zaczepiać, ale dziś mógłbym nawet to rozważyć, bo pytań zebrało się sporo, a komuż je najlepiej zadać, jak nie specjaliście?

Ogłoszone wstępne wyniki przetargu na śmigłowiec wielozadaniowy dla wojska sugerują, że decyzja miała charakter nie merytoryczny, ale polityczny. W skrócie: my kupimy jakieś francuskie bronie, a oni nie wydadzą Rosjanom już opłaconych Mistrali. To, czy naprawdę Mistrale nie zostaną wydane Rosji, wcale nie jest jeszcze pewne. W budowę tych okrętów strona rosyjska była bardzo zaangażowana – kolejne okręty miały być budowane już w rosyjskich stoczniach. Kontrakt na Mistrale to jakiś miliard euro – co prawda po inwazji na Ukrainę i aneksji Krymu zagrożenie tyczy się już nie tylko nas czy Turków i Gruzinów, ale resztki Ukrainy i wszystkich państw NATO znad Morza Czarnego – oprócz Turcji w pierwszej kolejności Rumunii i Bułgarii. Zajęcie Krymu równa się ostatecznemu ustanowieniu rosyjskiej hegemonii militarnej nad Morzem Czarnym (jak ponad rok temu pisał w świetnej analizie Andrzej Wilk z Ośrodka Studiów Wschodnich, por. także inną analizę OSW).

Faktycznie wygląda to tak: Francuzi przyjmują zamówienie Rosjan na okręty wsparcia desantu, a nawet je im oferują, a następnie, z wahnięciem politycznym w tle, zwracają Rosjanom pieniądze, które uzyskują od państw zagrożonych ewentualną rosyjską agresją. Złoty interes! Charakterystyka tych okrętów wskazuje na ich możliwości zastosowania: atak na wybrzeża blisko położonych krajów. Nie są to bynajmniej okręty, z których można by utworzyć podobne amerykańskim oceaniczne eskadry dalekiego zasięgu, nic też nie wiadomo o tym, by Rosja planowała ekspansję kolonialną poza kontynentem euroazjatyckim. Ten kontrakt był zwyczajną gierką polityczno-handlową: umawiamy się z Rosjanami na dostawę broni przydatnej do zaatakowania jej sąsiadów, a następnie wyciągamy forsę od nich (naszych sojuszników nawiasem mówiąc), by Rosji tych okrętów nie dostarczyć, przy okazji łapiemy nowe kontrakty dla siebie, a Rosjanom oddajemy pieniądze z pewnym naddatkiem, uprzednio ujętym w umowie. Technologie przy okazji też przekazujemy Rosji, niech sobie sami takie zbudują.

Dodać trzeba, że Francja nie kupuje uzbrojenia i sprzętu wojskowego za granicą, ani nie przeniesie własnej produkcji zbrojeniowej za granicę. Wychodzi na to, że francuskie zagranie jest zwyczajnym szantażem, rozbojem w biały dzień. Jeśli mamy takich sojuszników, to nie musimy już się bać wrogów.

Można zauważyć, że gdy kontrakt na Mistrale był podpisywany, nie było jeszcze mowy o inwazji na Krym. Ale – umówmy się, czy na tych okrętach było napisane, że mają operować tylko z Krymu czy z Władywostoku? Równie dobrze mogły bazować w Soczi i służyć do szachowania Gruzji ewentualną inwazją od strony morza. Podobnie umieszczenie ich w Zatoce Fińskiej lub w portach obwodu królewieckiego mogło znacznie podnosić możliwości militarne Rosji wobec państwa bałtyckich i Polski.

Z naszego punktu widzenia rzecz się ma następująco: nasz teoretyczny sojusznik podjął decyzję o uzbrojeniu w technologicznie rozwinięty sprzęt bojowy państwa, które ćwiczy atak na terytorium Polski i utrzymuje w bezpośrednim naszym sąsiedztwie liczne siły lądowe i morskie. Bieżący pretekst polityczny pozwolił na stworzenia perspektywy zerwania tego kontraktu – za co mamy zapłacić my. Pieniądze, które my wydamy na francuski sprzęt, w taki czy inny sposób przepłyną do Rosjan, którzy i tak je wydadzą na cele militarne. Krótko mówiąc, w ten sposób finansujemy zbrojenia nie tylko u siebie, ale też we wrogim nam państwie. Oczywiście, do złożenia się na ów miliard euro dla Rosjan nie tylko my jesteśmy w kolejce, wśród zagrożonych trzeba liczyć w pierwszej kolejności Rumunów i Bułgarów – ale schemat jest ten sam.

Ostatnio była mowa o kilku poważnych zakupach dla wojska: okręty podwodne, system obrony antyrakietowej, rakiety dla samolotów bojowych, wreszcie śmigłowce. Pytanie, których z tych sprzętów NIE produkuje się w Polsce? Antyrakiety wchodzą w grę chyba tylko amerykańskie, rakiety do F16 też raczej tylko takie (zresztą te ostatnie mogłyby chyba produkować zakłady w Skarżysku?). Pozostają jeszcze inne elementy sprzętu wojskowego, które możnaby zamówić we Francji, jeśli już koniecznie tego potrzebujemy. Ale nie, bezapelacyjnie musimy zaszkodzić dwóm wielkim zakładom we własnym kraju. A jeśli francuskie śmigłowce są tak dobre jak francuskie samochody, to naprawdę nie ma wytłumaczenia dla naszych decydentów.

Decyzja o kupieniu śmigłowców we Francji idzie właściwie przeciwko koncepcjom Komorowskiego wzmacniania własnego kompleksu przemysłowo-wojskowego, a raczej galwanizowaniu administracji wojskowo-fabrycznej. Cóż, zakłady w Mielcu i Świdniku, jako należące częściowo do obcego kapitału, nie są pewnie do końca kontrolowane przez ów kompleks, który ewidentnie jest, obok środowisk dawnej UW i PZPR, zapleczem władzy obecnego prezydenta. A więc co zdecydowało? „Racja stanu” rozumiana połowicznie.

Tu krótka dygresja na temat kampanii wyborczej kandydata na prolongatę prezydentury, p. Komorowskiego. Drwina z sytuacji zakładów PZL w Świdniku i Mielcu, że ‘co to za firmy, których los zależy od jednego przetargu?’ świadczy o głębokiej pogardzie dla wyborców i niezrozumieniu specyfiki zakładów zbrojeniowych. 1/ tu chodzi o znaczący potencjał technologiczny i intelektualny, 2/ ludzie, których te zakłady utrzymują, nie są liczbami na papierze, które można przesunąć z jednej kolumny do drugiej – to są też podatnicy i wyborcy, 3/ gdyby te fabryki produkowały kiełbasę czy wrotki, to można by tak sobie kpić – ale to są zakłady produkujące sprzęt, którego nie kupi każdy obywatel, ani nawet każda armia, tak ot (no, chyba, że odbiorcą będzie magazyn sprzedający zielone mundury bez naszywek turystom z Ułan-Ude jadącym z wycieczką do Rostowa). Ale najwyraźniej po sukcesach w ekspediowaniu siły roboczej do Wielkiej Brytanii, Holandii, Norwegii i Niemiec i w obliczaniu wyników ostatnich wyborów samorządowych nie jest to już kwestia najważniejsza dla p. K.

Decyzja w sprawie śmigłowców jest ewidentnie polityczna, zatem pojawią się na pewno pytania (a kto wie, czy nie zasadne protesty) o to, czy warunki przetargu były sensowne. Laik już mógłby mieć wątpliwości: zaraz, to ten śmigłowiec ma spełniać jednocześnie rolę maszyny ratownictwa morskiego, transportera bojowego i jeszcze jakąś trzecią? Każde z tych działań jest specyficzne, trzeba by chyba zastanowić się nad zamówieniem trochę bardziej wyspecjalizowanych maszyn. Krótko mówiąc, czy ten przetarg nie był ‘wydrukowany’?

Ale tu pojawia się kolejne pytanie: a dlaczego w ogóle mamy płacić? Francuzi powinni sami ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje, a jeśli są naszymi sojusznikami, to nie powinni w ogóle brać pod uwagę zawierania kontraktów, które mogą obniżyć nasze możliwości obronne. Można na obronę Francuzów przypomnieć, że nasza oficjalna doktryna wojskowa w ostatnich latach nie przewidywała żadnego zagrożenia ościennego dla Polski, a przecież Francuzi nie muszą przemyśliwać nad naszymi możliwościami obronnymi i strategiczną sytuacją. Nie było z naszej strony sprzeciwu, gdy zawierali ten kontrakt, to o co chodzi? Cóż, można jeszcze dywagować o zawartości doktryn obronnych Litwy, Łotwy, Estonii, Rumunii, Bułgarii i Turcji – ale najwyraźniej te państwa się dla Francuzów też nie liczą. Oczywiście, mogli przewidzieć, że pogorszy to nasze, bałtyckich i bałkańskich krajów NATO położenie militarne, co może spowodować, że sami będą musieli jakiś wysiłek militarny ponieść, ale co to ich obchodzi? No właśnie, tu jest istota sprawy. Najwyraźniej Francuzi przyjęli, że nie ma co oglądać się na zobowiązania sojusznicze wobec wschodnich członków NATO. Mogą być zagrożone, albo nawet zaatakowane, co nie pociąga konsekwencji dla Francji, gdyż tej bezpieczeństwo nie będzie tym samym zagrożone lub uszczuplone, tzn. nie będzie to pociągało konieczności podjęcia działań politycznych ani militarnych ze strony państwa francuskiego ani jego sił zbrojnych. Koniec, kropka, tak naprawdę wygląda sojusz z Francuzami – i tak naprawdę też w ten sposób mści się nierealna, hipisowska doktryna obronna Polski.

A więc dlaczego mamy w ogóle płacić? Czy jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, musimy? Nie – pytanie tylko, jak wyglądają nasze możliwości polityczne nacisku na Francję. Jeśli teraz musimy poddawać się francusko-rosyjskiemu szantażowi militarno-pieniężnemu, to skąd wiadomo, że się to nie powtórzy? Silny rząd odmówiłby składania zamówień we francuskich zakładach zbrojeniowych w tej sytuacji, nawet gdyby chodziło o kupno sprzętu nie produkowanego w Polsce. Ale cóż, najwyraźniej rząd polski nie dysponuje środkami nacisku wobec Francuzów, i stąd przyjęcie ‘doktryny Sikorskiego’ („dostarczmy grzesznej przyjemności cielesnej … [tu wpisać nazwę kraju] bez satysfakcji własnej”), tym razem wobec państwa, które nawet nie udaje, że jest wobec nas lojalnym sojusznikiem. W sferze tzw. czystej racjonalności (tj. logiki operującej poza kontekstem) jest jeszcze jedno potencjalne wyjście z tej sytuacji: poddajmy się Rosji! Ale to ostatnie rozwiązanie raczej, na szczęście, nie wchodzi w grę, nie mówiąc już o nieobliczalnych jego skutkach. Tymczasem zamiast deklaracji „kochani Francuzi, jeśli nie będziecie uzbrajać Rosjan, to my u was zamówimy duuuużo broni”, można było powiedzieć: „jeśli uzbroicie Rosjan, albo oddacie im pieniądze, to jeszcze bardzo długo nie zamówimy u was żadnej broni, a wasze supermarkety obłożymy podatkiem tak jak to zrobił Orban, no i jeszcze poprosimy Angelę, żeby was przycisnęła, bagietkojady”.

Mam przeczucie, że tak jednak nie będzie. Miejmy nadzieję, że te ‘Caracale’ nie będą wyprodukowane podczas ramadanu, bo wtedy to już w ogóle będzie mogiła.

FRD
O mnie FRD

felis domesticus, a czasem silvestris

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka